Związek między Płockiem a Paryżem wydaje się oczywisty – i tu, i tam o tej samej porze roku grają w tenisa. Można nawet mówić o pewnej wyższości Płocka, bo tutejszy turniej solidnie zakotwiczył w kalendarzu, natomiast Roland Garros błąka się między majem a październikiem.
Cóź mieli zrobić dwaj Francuzi – Geoffrey Jasiak i Anthony Bocle – gdy najważniejsze korty w ich kraju od kilku dni są zajęte od świtu do zmroku, a nawet jeszcze dłużej? Spakowali manatki i przyjechali do Płocka. Z losowania wynikało, że mogą spotkać się w ćwierćfinale, więc się spotkali. Emocji, trzeba przyznać, nie było, natomiast dobrych zagrań godnych oklasków nie zabrakło.
Geoffrey Jasiak zaimponował nie tylko umiejętnościami tenisowymi, ale jeszcze dzielnie zniósł pytanie o polskie korzenie. Polsko brzmiące nazwisko ma oczywiście po tacie, natomiast polski ślad w historii rodziny urwał się na dziadku. Geoffrey po polsku już nie mówi, w Polsce jest drugi raz w życiu, a we Francji nie ma żadnego kontaktu z polską diasporą.
Do ustalenia pozostała jeszcze wymowa nazwiska. Wprawdzie Jasiak brzmi swojsko, ale Żazjak poprawnie.