On tu jeszcze wróci

On tu jeszcze wróci

Tego meczu można było nie oglądać. Wystarczyło posłuchać, aby – nie czekając na sędziego – dowiedzieć się, który zawodnik zdobył punkt i dlaczego właśnie on. Kamil Fabisiak i Guy Sasson zgodnie zadbali o informację dla widzów, chociaż każdy w inny sposób.

Ponieważ w tenisie na wózkach coaching nie jest dozwolony, Fabisiak pouczał się sam. Niezbyt głośno, aby i rywal nie skorzystał z lekcji, tłumaczył sobie, kiedy powinien zagrać po krosie, a kiedy po linii, kiedy uderzyć mocno, a kiedy ująć trochę siły i postawić na dokładność. Okazał się zarówno dobrym nauczycielem, jak i pojętnym uczniem. Przegrał pierwszego seta, w trzecim przegrywał 1:4 i bronił piłki na 1:5, a jednak już do końca meczu sędzia powtarzał w kółko: „Gem Fabisiak”.

Sasson niczego nie ukrywał ani przed przeciwnikiem, ani przed publicznością. Zwykle wystarczały mu okrzyki krótkie, jednosylabowe, a jednak pełne treści. Dopiero po meczu i złożeniu gratulacji zwycięzcy skomentował całym zdaniem, że przecież w każdym gemie miał szanse, aby skorygować wynik na swoją korzyść, ale zbyt wielu nie wykorzystał.

Guy Sasson jeszcze tu wróci. Trudno przewidzieć, czy za rok. Wiadomo na pewno, że dzisiaj. Przed nim jeszcze jeden finał.